Historia powstania książki.
Dzień dobry
Skąd w ogóle pomysł, żeby napisać książkę? – jest to pierwsze pytanie, które zazwyczaj słyszę na spotkaniach autorskich i od którego właściwie zaczynam swoją wypowiedź.
To i wam opowiem 😊
Z wykształcenia i zawodu jestem polonistką. Zawsze uwielbiałam czytać (zasługa mamy opowiadającej bajki i dobrych polonistek, które zaszczepiły mi miłość do książek). Po szkole średniej zdecydowałam się iść na filologię polską, gdyż chciałam nauczyć się pisać książki O, święta naiwności! Nie nauczyłam się… ale przez długi czas zajmowałam się pisaniem na zlecenie. Po kilku latach tak mi to obrzydło, że na ponad 7 lat rzuciłam pisanie w kąt
Nadal jednak uwielbiałam czytać i czytałam nałogowo Tak trafiłam na grupy czytelnicze. Na jednej z nich Magdalena Kordel ogłosiła wraz z Wydawnictwem Znak konkurs “Jak zostać ulubioną pisarką Polek”. Było to przed Wielkanocą 2018r. Krótki termin, trudny czas, ale stwierdziłam, że co mi tam, napiszę. Napisałam, wysłałam i wraz z 9 innymi wspaniałymi dziewczynami zostałam laureatką konkursu.
Nagrodą były warsztaty literackie w Płóczkach Górnych. Poznałam tam wspaniałe osoby z którymi mam cudowny kontakt do dnia dzisiejszego. Każda z dziesięciu laureatek konkursu była ciekawą osobowością z głową pełną pomysłów. I chociaż różniłyśmy się bardzo, to udało nam się zakumplować
Na warsztaty, to w ogóle jechałam z przygodami – trafiły akurat w czasie Komunii Świętej chrześniaka męża oraz w czasie chrztu mojego chrześniaka… Mąż jednak stwierdził, że powinnam jechać realizować swoje cele, więc pojechałam… Nawet nie pytajcie, w jakim pędzie jechałam na drugi koniec Polski, aby być na warsztatach i jakimi szlakami wracałam… to wam kiedyś opowiem na żywo
Warsztaty, warsztaty i po warsztatach. Koniec przygody. Pewnie temat umarłby śmiercią naturalną, ale Magdalena Kordel zaproponowała abyśmy co tydzień słały jej fragmenty opowiadań, aby ćwiczyć warsztat. Nie lubię jednak tracić czasu na coś, co nie przynosi efektu albo ląduje w szufladzie. Nie mam szuflady z zapiskami i nigdy do szuflady nie pisałam Stwierdziłam, że skoro mam pisać fragmenty, to już napiszę całość.
Pisałam więc między pracą jedną, drugą, obiadem, sprzątaniem a zajmowaniem się dziećmi. Książkę, gotową do rozesłania, miałam po 36. dniach.
Wcale nie zakładałam, w jakim czasie ma powstać, nikt mnie nie gonił, nie popędzał… nikt oprócz Pani Termin. Na warsztatach dowiedzieliśmy się między innymi, że redaktor prowadzący, to ktoś, kto pilnuje, aby autor oddał tekst na czas, ewentualnie z małym poślizgiem… Więc gdy podjęłam decyzję o napisaniu całej książki zamiast fragmentów, to starałam się robić to systematycznie. Najcenniejszą radą, którą usłyszałam w czasie warsztatów było “Usiądź i pisz. Po prostu zacznij”. Skoro więc usiadłam i zaczęłam, to bałam się, że porzucę pomysł w połowie… Wymyśliłam więc sobie Panią Termin, która codziennie sprawdza, czy jakieś znaki wystukałam… Tak, wiem, stara baba i wymyśla sobie fikcyjne postacie. Była to jednak skuteczna metoda, bo wiedziałam, że jak nic nie napiszę, to Pani Termin, szczupła, wysoka, w siwym koczku, spojrzy na mnie wymownie zza okularów i postuka w klawiaturę 🥴 Tak więc pisałam, bohaterowie żyli swoim życiem wyczyniając z powieścią, co im się żywnie podobało…
Drugą postacią, która mi towarzyszyła w czasie pisania mojej pierwszej książki był wydrukowany Gargamel. Usłyszeliśmy bowiem na tychże warsztatach, że każdy ma w głowie Gargamela, który mu mówi, że czegoś nie potrafi, że nie da rady – i tego Gargamela trzeba z głowy wygnać… No więc wydrukowałam go i towarzyszył mi w czasie pisania. Gdy bohaterowie mi namieszali i nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć, to wystarczyło, że spojrzałam na Gargusia i zaraz włączał się waleczny duch: “Ja nie dam rady? Ja?? No to patrz” 😅 No to Garguś spoglądał, Pani Termin patrzyła a ja dziergałam i dziergałam te znaki 🙂 I tak powstała moja pierwsza książka 😃
Gdy już ją napisałam i poprawiłam, to przygotowałam sobie listę wydawnictw, które wydają obyczajówki. Było tego naprawdę dużo, więc szukanie zajęło mi sporo czasu. Do tego każde z nich miało inne oczekiwania 🙄 Jedni chcieli, aby wysłać cały tekst i tu sprawa prosta – załączasz, wysyłasz. Inni chcieli 30, 50 stron – i tu problem, które wybrać? Przy wielowątkowej obyczajówce, to sprawa trudna, bo nie wiadomo, który wątek im wysłać. Jeszcze inni chcieli tylko streszczenie lub konspekt. 😬 Wszyscy jednak chcieli informację o dotychczasowych osiągnięciach literackich 🙄😬 No i weź tu przy debiucie napisz osiągnięcia… Biednie na moim koncie było – praca naukowa opublikowana w Integraliach studenckich „Życie kulturalne w obozach koncentracyjnych” oraz wygrana w konkursie literackim „Jak zostać ulubioną pisarką Polek”. Szał, jak nic 😅
No ale, wypisałam, co chcieli i wysłałam. I zaczęły napływać propozycje… od wydawnictw, które proponowały współfinansowanie. Czyli – oni dają trochę, ja daję dużo, a zarabiają oni… Lipa straszna. Z innych z kolei zaczęły napływać odmowy, że książka ciekawa, ale nie szukają kolejnych autorek obyczajówek, albo że książka nie wpisuje się w ich tegoroczne założenia, tudzież że wydawnictwo idzie w innym kierunku tematycznym…
Stwierdziłam, że nie zgodzę się na żadne współfinansowanie. Jeżeli książka jest dobra, to znajdę ‘normalnego’ wydawcę. Jeśli nie, to znaczy, że jest kiepska i nie nadaje się, aby trafić w ręce czytelników.
Wreszcie, dzień przed Wigilią 2018 roku, dostałam e-maila z propozycją współpracy… tylko, że wpadł w spam i ja go nie zauważyłam 😊 Na szczęście w styczniu tknęło mnie, aby napisać do wydawnictwa z zapytaniem, czy moja propozycja wydawnicza ich zainteresowała. Odpisali, że tak i że e-mail w tej sprawie poszedł już w grudniu. Na szczęście propozycja nadal była aktualna i nawiązałam współpracę z Wydawnictwem eSPe.
Taki był początek. Później już było łatwiej. Nie potrzebowałam fikcyjnej Pani Termin, bo miałam prawdziwą. Gargamel wyprowadził się do wioski Smerfów, a ja zaczęłam realizować kolejne projekty.
Obecnie mam na swoim koncie wydaną serię powiślanką, a kolejne książki w przygotowaniu. W głowie zaś roi się od planów i pomysłów, które mam zamiar na bieżąco, systematycznie realizować.